piątek, 8 czerwca 2018

O Abramowicz, samochodach i tym, kto na tym zarabia

Citroen w którym Marina Abramowicz ze swoim gachem jeździła po Europie Zachodniej, został pokazany w 2010 roku w tym jakimś MoMA, podczas gdy performerka robiła, jak na performerkę przystało, performance, tym razem zatytułowany Artysta obecny, czy jakoś tak. Ludzie przychodzili i patrzyli na ten pojazd. Tak przynajmniej było w filmie, jaki pokazali parę dni temu w telewizorze, zresztą nie po raz pierwszy.
My uznajemy samochód widoczny na zdjęciu za dzieło sztuki. Zobaczymy, czy ktoś pofatyguje się, żeby rzucić okiem na samochód, który uznaliśmy za dzieło sztuki. Pewnie nie. Bo wiadomo, że w takim MoMA to wszystko jest wspaniałe i trzeba to podziwiać, kto nie podziwia, ten cham, głupek i na sztuce się nie zna. A „nasz” samochód stoi na jakimś zadupiu, na ternie, który jest czymś pośrednim między wysypiskiem gruzu a składem złomu. To wiadomo, nikt tego oglądał nie będzie. Gdyby tak zaprezentować ów samochód w Museum of Modern Art, to od razu wszyscy by się nim zachwycali. Wychodzi na to, że nie ważne co, ważne gdzie. A w takim razie pytanie, kto decyduje, co pokazują „świątynie sztuki” i robi z gołodupców wybitnych artystów. I ile na tym zarabia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz